sobota, 1 listopada 2014

ETYKIETA PRAWDĘ POWIE

Czy zdarza Wam się czytać etykiety produktów, które kupujecie? Ja stałam się ostatnio istnym prześwietlaczem etykiet prawie wszystkiego co kupuję dla siebie i mojej rodziny. Zakupy trwają teraz nieco dłużej niż kiedyś, ale dzięki temu wiem, że moje wybory są świadome i że nie daję się oszukiwać tym, którzy chcą zarobić na mojej naiwności i niewiedzy. Zresztą szybko okazuje się, że problem nie jest trudny do ugryzienia i coraz łatwiej jest się poruszać w gąszczu pięknych kolorowych opakowań, reklam i zachęt producentów. Już nie pamiętam od czego dokładnie się zaczęło, ale prawdopodobnie od pewnego pakowanego chlebka, który w swoim składzie zawierał o zgrozo 12 składników. Zaledwie 4 z nich były produktami "jadalnymi", resztę stanowiły spulchniacze, poprawiacze smaku, barwy i konsystencji. Przeraziłam się i chleb oddałam kurkom (w sumie nie wiem czy dobrze zrobiłam - biedne kurki...). Od tej pamiętnej etykiety chleb, który gości w moim domu jest albo domowej roboty, albo z domowej piekarni koleżanki (dzięki Judyta!) albo z zaprzyjaźnionej piekarni, która produkuje chlebek wyłącznie z naturalnych składników.


Każdego roku Inspekcja Handlowa kontroluje etykiety i wciąż wykazują mnóstwo nieprawidłowości w znakowaniu towarów. Niewłaściwe sformułowaniu na opakowaniach mające nas "omamić" to już standard stosowany przez speców od marketingu. Takie praktyki dotyczą każdego możliwego asortymentu - nabiału, pieczywa, napojów, żywności puszkowanej, alkoholi, przypraw, makaronów, wyrobów cukierniczych itd. Mandaty za takie praktyki są śmiesznie małe i niestety nie zmuszają producentów do zmian. Sposobów manipulacji konsumentem jest całe mnóstwo, dlatego zachęcam Was wszystkich do czytania etykiet wszystkiego co kupujecie. Tylko w ten sposób możecie ustrzec się przed naciągaczami. Początki są trudne, ale wierzcie mi, że z czasem etykieta staje się zrozumiała i czytelna już na pierwszy rzut oka. 

A oto na co należy zwrócić uwagę, aby świadomie wybierać to co najlepsze:

- skład produktu podany na etykiecie
- rozszyfrowywanie kodów, symboli (np. popularne E)
- waga produktu (nie sugerować się wielkością opakowania, albo hasłem "MEGA")
- cena jednostkowa za sztukę, za litr, za kilogram
- data ważności (nie skuśmy się na produkt, który jest ważny 3 lata)
- miejscem produkcji (lepiej wybierać lokalne, krajowe produkty niż te np. z Argentyny)
- produkt najlepszy to ten nieprzetworzony.


Dzięki kilku przykładom, mam nadzieję, że uda mi się zwrócić Waszą uwagę na problem tego co piszą producenci na opakowaniu i tego co jemy rzeczywiście. Na szczególną uwagę zasługują wszelkie syropy owocowe, tudzież soki owocowe. Okazuje się, że powszechnie dostępne syropy i soki malinowe w głównej mierze składają się z syropu glukozowo - fruktozowego (o jego szkodliwości na nasz organizm pisałam już nie jeden raz), cukru. barwników, regulatorów smaku, aromatów, a ostatecznie w niespełna 1% z koncentratów soków. Jedna wielka ściema marketingowa, a soku w soku brak.

Podobnie ma się rzecz z wszelkimi masłami orzechowymi, smarowidłami, które rzekomo są zdrowe dla naszych dzieci. Otóż nie mogą być zdrowe bo orzechów jest w nich zaledwie 15-60%, a reszta to super niezdrowy cukier i inne chemiczne dodatki. Prościej zmiksować orzechy arachidowe z dodatkiem oleju lnianego i pyszne masełko gotowe. Prosto i zdrowo.

Ciasteczka owsiane z migdałami Food&Joy (Alma) mają w sobie... 0,3% migdałów, w dodatku w postaci aromatu migdałowego. Na pięknym opakowaniu natomiast widnieją dorodne, niczym malowane migdały. Aż chce się wziąć z półki ciasteczka, już czuć ten smak i zapach migdałów... a tu migdałów brak.

Cukierki Nimm2, rzekomo "łakocie i witaminy" to w rzeczywistości prawie sam cukier, wspomniany już syrop GF, żelatyna, aromaty, regulatory kwasowości i wreszcie około 5% koncentratów soków owocowych i wyciągów z roślin. Dzięki temu nie tylko dajemy się oszukać reklamie o rzekomo zdrowych cukierkach, ale dawkujemy naszym pociechom niezliczone ilości szkodliwego cukru i chemii.

Przykładów oszustw sklepowych można mnożyć w nieskończoność. Tylko wspomnę o niektórych:
- jogurty owocowe bez owoców
- serki Danonki, Actimelki z mega dużą dawką cukru
- płatki śniadaniowe z dużą dawką cukru i syropu GF
-smakowe wody mineralne z aromatami zamiast soku
- parówki cielęce, gdzie cielęcina stanowi 3% całości
- herbatniki maślane z 5% masła
- serki topione, w których jest 20% sera
- dżemy, konfitury z niewielką ilością owoców.

I na koniec jedna złota zasada - im mniej składników w produkcie, tym lepiej. Dotyczy się to zarówno żywności jak i kosmetyków.

13 komentarzy:

  1. dlatego lubię oglądać program 'wiem co jem' :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też polecam ten program, świetne kompendium wiedzy o świadomych zakupach dla świadomych konsumentów

      Usuń
  2. Mi się zdarza nie przeczytać etykiety :) A wszystko zaczęło się właśnie od programu "Wiem co jem", po którym dokładniej zaczęłam patrzeć na skład produktów.
    Tego co z nazwy i z reklamy jest dla dzieci, dziecku nie podaję bo jakimś dziwnym trafem na pierwszym miejscu jest przeważnie cukier.

    OdpowiedzUsuń
  3. Już od dawna zwracam uwagę na etykiety i ze smutkiem muszę powiedzieć ,że w przeciętnym
    sklepie , czy markecie prawie nie ma zdrowych , dobrej jakości produktów.
    Na pocieszenie daję linka do przepisu na domową ala nutellę. Wypróbowałam ,pycha i "wiem
    co jem " :)
    http://www.ekofilip.blogspot.com/2014/07/przepis-na-domowa-nutelle.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie się zgadzam. Niestety jest to smutna sprawa, że trzeba na prawdę się naszukać aby nie jeść chemii zapakowanej w te wszystkie sklepowe produkty. Ja dopiero rozpoczynam swoje zdrowe życie i od jakiegoś czasu stawiam na własną wędlinę, staram się znajdować jaja prosto ze wsi od szczęśliwych kurek, piec sama chleb itd. Mam nadzieję, że gdy już moje dziecię pojawi się na świecie znajdę czas na gotowanie również dla dziecka samych zdrowych rzeczy.
      A na przyszłość marzy mi się dom z ogrodem i grządkami własnych pomidorów, marchewek i sałaty.
      Pozdrawiam,
      diabelnieanielska.blogspot.com

      Usuń
  4. Od pewnego czasu wnikliwie staram się przeglądac etykiety i często rezygnuję z zakupu. Staram się jeść bardziej świadomie i zdrowo, bo to ma same plusy. Najlepszym przykładem może tu być maggi - od lat skrapiałam tą przyprawą odsmażane pierogi, smakowały pysznie, ale odkąd przeczytałam etykietę i odkryłam co tam jest, przestałam ją kupować. Było ciężko bo byłam przyzwyczajona do pierogów z jej dodatkiem (początkowo nie smakowały mi same), ale dało radę i teraz smakują mi same pierogi odsmażane bez żadnych wzmacniaczy smaku. Kupne soki to żenada, jak czytam etykietę soku malinowego i dowiaduję się, że są w nim inne oski, a malinowego tyle, co kot napłakał, to śmiać się chce. Często nijak się ma nazwa na opakowaniu do zawartości. Nie możemy dać sobie wmówić kłamstw, warto jeść zdrowo i świadomie, tylko smutne, że jednak niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj ja jestem wręcz fanatyczką. Jedyne co ze słodkiego zezwalam to gorzka (70%) czekolada, ekologiczne sezamki i herbatniki, czasem lody. My jemy bardzo zdrowo i bardzo organicznie, unikamy mięsa (kurczaka nie kupiłam odkąd urodziłam dziecko), staram się podawać dużo kasz, sama piekę ciasta, cukier zastępuję ksylitolem, a sól sola himalajską. Środowisko jest teraz bardzo zatrute, więc robię co mogę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Od pierwszej ciąży czytam etykiety. Jeśli jest na nich za dużo składników staram się takie produkty omijać. Moje dziecko miewa uczulenia więc muszę szczególnie uważać. Jak tylko mam czas staram się sama robić wędlinę i piec chleb. Myślę, że warto wybierać produkty jak najmniej przetworzone.

    OdpowiedzUsuń
  7. Też w większości edukuję się w programie "Wiem co jem i co kupuję" :) Częściej czytam składy, ale nie zawsze pozwala mi na to czas. Niestety, w większości robię zakupy w biegu...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja na tę okoliczność (szpiegowania zdradliwych etykiet) zainstalowałam sobie w telefonie aplikację z listą E...

    OdpowiedzUsuń
  9. Dla tych, którzy mają przedpotopowe tel. jak ja i nie mają takich aplikacji, tu jest skrócona lista E, których należy unikać: http://dziecioblog.blogspot.com/2014/02/rak-czej-nie-czyli-nie-dajmy-sie-rakowi.html

    OdpowiedzUsuń