środa, 20 listopada 2013

POWITANIE Z TATRAMI

Nadszedł szczęśliwy dzień wspólnego wyjazdu w ukochane Tatry. Komplet - Hania z mamą i tatą :) Hania kończy 6 miesięcy, a my robimy jej prezent (a raczej sobie :)) i zabieramy ją w góry. To dobry moment aby zacząć przygodę z podróżowaniem. Mniejszy maluch, w moim odczuciu, nie jest gotowy na zmiany klimatu, na nowe obce środowiska, przebywanie wśród wielu ludzi i w gwarze schroniskowym. Ale półroczniak to już co innego :)
W przypadku Hani moje teorie podróżnicze z dziećmi sprawdziły się w 100% i spędziliśmy szczęśliwie cały piękny dzionek w Dolinie Strążyskiej.

Przed wyruszeniem na szlak warto napełnić brzuszek dziecka "pod korek" :) Ale nic na siłę, żebyśmy nie dostali jedzonka z powrotem :) Zawsze tak robimy wykorzystując parking docelowy jako miejsce pikniku. Do tego krótka higiena w aucie, czyli zmiana pieluszki, umycie pyszczka, rączek, ubieranie i.... włala :) Zawsze opcje są dwie, mama nosidło, tata plecak, albo odwrotnie. Zawsze mamy kije trekingowe, które fajnie odciążają obciążony kręgosłup (ale poezję stwarzam :)).

Dolina Strążyska to doskonałe miejsce na pierwsze wędrówki z malcem. Spory kawałek drogi możemy pokonać wózkiem, dzieciak zapewne zaśnie oszołomiony nadmiarem tlenu ;) Nie jest to co prawda autostrada, ale da się pokonać wózkiem dziecięcym (czasem po wycieczce wózek wymaga naoliwienia :)). Po dotarciu do drewnianej chaty na Polanie Strążyskiej możemy skorzystać z przerwy i napełnić tym razem nasze żołądki i zaspokoić potrzeby dziecka, które pewnie teraz się obudzi, albo i nie :) Do dziś pamiętam Hanię w wielkim śliniaku ze słoniem jak grzecznie pałaszowała szpinak w tłumie gości schroniskowych. Wtedy poczułam, że to wszystko się uda :))


 Zmiana środka transportu z wózka na nosidło i wędrujemy do Siklawicy. Przy schronisku szlaki rozwidlają się w trzy strony - na cudowną Sarnią Skałę, do równie pięknej Doliny Kościeliskiej lub do końca doliny Strążyskiej. Z dzieckiem wybieramy opcję numer 3 i dziarsko wędrujemy na spotkanie z wodospadem Siklawica. Siklawica mierzy 23 metry, opada niemalże pionowo z północnej ściany Giewontu. Otoczenie wodospadu jest malownicze i przyciąga tłumy turystów. Hanię również zauroczył ten widok i szum wody, wyglądała na zaciekawioną, chociaż nie chciała nic powiedzieć :) Krótki pobyt, niestety mało relaksujący bo w tłumie turystów i wracamy do schroniska. Ostrożnie bo w okolicy wodospadu duże kamienie są śliskie i łatwo o upadek. Miło nam było, kiedy większość osób ustępowała nam miejsca, przepuszczała przodem, wskazywała najbezpieczniejszą drogę, a Hania odpłacała wszystkim głośnym "a gugu" :)


Przed schroniskiem czekał pozostawiony wózek. Wierzę w to (i praktykuję to do dzisiaj), że w sercu gór nikt nie ukradnie wózka i nie będzie z nim uciekał do auta :) Czas na kolejny posiłek malucha, zmiana pieluszki na ławie pod stołem i ruszamy w drogę powrotną.
Czasy przejść na tablicach należy weryfikować i mnożyć nawet razy cztery.

Co się przydaje na tego typu wycieczce
- miękki zwijany przewijak
- nosidło turystyczne lub chusta, co kto woli
- termos z gorącą wodą
- talerzyk z podgrzewaczem
- ciepły koc
- rzeczy na zmianę.

2 komentarze:

  1. Kocham Tatry. Przepraszam- my kochamy Tatry! Najmłodsza zadebiutuje w tym roku na szlaku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! Wierzę w to że czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. U nas się sprawdza :) Życzę powodzenia i wiele radości ze wspólnego wędrowania.

    OdpowiedzUsuń