W ostatnim poście podzieliłam się z Wami moją wiedzą na temat jednego
z najzdrowszych produktów – quinoi, a dziś chciałam przedstawić Wam, a zarazem
zachęcić do wypróbowania przepisu w oparciu o wspomnianą komosę ryżową. Przepis
ten znajduje się na mojej liście ulubionych, a także moich
dzieci. Z czystym sumieniem i spokojem mogę serwować rodzinie ten deser, gdyż nie
zawiera on cukru ani mąki pszennej, a o to nam – „zdrowożywieniowcom” chodzi :)
Bazą naszego deseru jest komosa ryżowa, w moim przypadku kolorowa, ale
śmiało możemy wykorzystać komosę białą, raczej łatwiej dostępną w sklepach ze
zdrową żywnością. Sposób gotowania quinoi jest następujący: odmierzoną ilość
komosy przemywamy obficie wodą w celu usunięcia saponiny, która nadaje gorzkawy
posmak nasionom. Odmierzoną objętość komosy gotujemy w podwójnej objętości wody.
Po doprowadzeniu do wrzenia zmniejszamy ogień i gotujemy jeszcze około 15 minut do chwili wchłonięcia przez komosę
całej wody. Za koniec gotowania uznaje się moment, kiedy z ziarenek pojawią się
białe kiełki. To zjawisko jak najbardziej pożądane :)
Do naszego przepisu wykorzystamy około szklanki ugotowanej quinoi:
- szklanka quinoi kolorowej
- 300 ml mleka (może być krowie, ale najlepiej roślinne)
- łyżka karobu
- wybrane owoce, np. kiwi, banany (u mnie 4 kiwi)
- płaska łyżka cynamonu
- kilka - kilkanaście sztuk namoczonych daktyli bezsiarkowych
- miód do smaku.
Wszystkie składniki blendujemy na gładki mus, dodając daktyle i miód
według upodobań smakowych. Prosto i szybko. I naprawdę smacznie i super zdrowo.
Karob użyty w przepisie to zdrowy zamiennik kakao, o posmaku i konsystencji zbliżonej
właśnie do kakao. Karobowi należy się osobny post, już wkrótce.
Koktajl możemy urozmaicać dodatkiem np. zmielonych orzechów,
ulubionych owoców lub też przypraw, np. korzennych. Kwestia doboru smaku
pozostaje otwarta i warta poeksperymentowania.
Trzeba pamiętać, ze opisana przeze mnie wersja koktajlu jest odpowiednia
dla dzieci, które są już gotowe na miód - najczęściej po pierwszym roku, choć
wiele dzieci musi z miodem poczekać do drugich, a nawet trzecich urodzin.
całkiem ciekawy pomysł :)
OdpowiedzUsuń