Żeby nie było, że blog parentingowy, a ja tylko o swoich pasjach. Dziś zahaczam o pasję męża i jego sukulentowe fascynacje ;) Wizyta w kaktusiarni w Rumii dostarczyła nie tylko mężowi, ale całej naszej rodzinie niezwykłych przeżyć i nowych fascynacji. Ja się wypstrykałam za wszystkie czasy, mąż nacieszył oczy, a Hania wywąchała wszystkie kaktusy :) Nie nie to nie kaktusy, tylko sukulenty (czy jakoś tak ;)) jak mnie pouczono. Tak więc podróże kształcą, a jednak! Zobaczcie co ja mogłam zobaczyć okiem obiektywu, ale o nazwy mnie nie pytajcie :)
piękne:) kaktus nie jedno ma imię;) pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńWow, ależ cuda! A mąż ciekawą ma pasję. Hodujecie je w domu też, czy tylko podziwiacie? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo rzeczywiście ciekawa pasja, ale bardzo bolesna :) Kilka ciekawych okazów mamy w domku, ale większość ogromnej kolekcji została rozdana, niestety brak możliwości przetrzymywania i brak czasu na pielęgnację. Mamy np. jeden ciekawy okaz który kwitnie tylko raz lub dwa razy w roku o świcie. Jak przegapisz i zaśpisz to nie zdążysz zobaczyć pięknego różowego kwiatuszka, tak szybko przekwita.
OdpowiedzUsuńCo do tego, że bolesna, to wierzę :) Ale na pewno oryginalna również. W takim razie- mam nadzieję, że nastawicie budziki i podzielicie się z nami zdjęciem, z tej wyjątkowej chwili. Przekaż mężowi, że podziwiam!
UsuńNie wiedziałam, że jest takie kaktusarium. Punkt obowiązkowy wycieczki nad morze.
OdpowiedzUsuńMoje kaktusy powędrowały do pracy, ciekawe czy jeszcze żyją?
Ale piękne zdjęcia:) Nigdy nie widziałam takich kaktusów.
OdpowiedzUsuń